Montag, 1. Juli 2013

PEKIP

Co czwartek chodzę z Leonem na kurs Pekip. 
Pekip to było jedno z tych określeń, które usłyszałam po raz pierwszy w ciąży (obok np. maxi cosi).

Nazwa pochodzi od skrótu Prager – Eltern – Kind – Programm i jest konceptem, którego głównym punktem jest uczestnictwo rodzica i dziecka w zajęciach grupowych. Przeznaczony jest dla maluchów w pierwszym roku życia a zacząć najlepiej ok. 4. miesiąca życia, kiedy są bardziej świadome otaczającego ich świata.
Przebywanie razem z innymi maleństwami (najczęściej są one mniej więcej w tym samym wieku) i ich rodzicami ma wiele plusów i głównym celem jest:
  • wspomaganie maluszka w rozwoju przez Anregungen (impulsy, sugestie). Na tym kursie nikt do niczego nie jest zmuszany i jedynie sugeruje się możliwość wykonania jakiegoś ćwiczenia. Atmosfera jest przez to bardzo luzna, każdy robi w sumie to, na co ma akurat ochotę.  Do dyspozycji są np. wielkie materace, maty, przeróżne zabawki (czy przedmioty codziennego użytku jak trzepaczka do jajek) czy nawet baseniki do pluskania. Co ważne, maluszki są rozebrane i bez pampersów, żeby ich nic nie krępowało. Wiem jednak, że na niektórych kursach rodzice decydują, że pieluszki zostają.
  •  kontakt z innymi rodzicami, wymiana doświadczeń. Czasem też wystarczy, że się wygadamy i opowiemy o problemach komuś, kto przeżywa podobne rzeczy. A przy okazji można dostać wiele dobrych wskazówek i porad, nie wiemy przecież wszystkiego i uczymy się na błędach.
  • super okazja, żeby wyjść, nawiązać nowe znajomości i spędzić fajnie czas.
My jesteśmy ogólnie zadowoleni z Pekip, choć nie zachwyceni. Najbardziej cieszę się z tego,  że Leon ma kontakt z innymi, bo widzę, że dzięki temu jest bardziej śmiały do obcych i nie boi się nowych sytuacji. Myślę, że to szczególnie ważne dla tych z nas, którzy są w Niemczech sami (ciotki, babcie mieszkają w Polsce) i dziecko ma na co dzień kontakt głównie tylko z nami.
Dowiedziałam się też kilku ciekawych rzeczy i naprawdę cieszę się na czwartek.
Na początku stresowało mnie, gdy Leon co chwilę płakał czy non stop chciał pić (etap odrzucenia butelki), jednak teraz podchodzę do tego inaczej i wiem, że to zupełnie normalne.

Dużą wartością jest dla mnie również możliwość ćwiczenia mojego niemieckiego, bo nie oszukujmy się, gdy siedzimy z maluchem w domu, może się on trochę pogorszyć. 

Jest też kilka minusików:
  • Pekip jest najczęściej dość drogi, nawet 10 Eur za spotkanie. Ja płacę bardzo mało, bo do kursu dopłaca miasto (organizuje go AWO).
  • zniechęcić może cała organizacja wyjścia na kurs, na którym malucha trzeba rozebrać, ubrać itd. 
  • przynajmniej w Dusseldorfie trudno jest znalezć wolne miejsca na Pekip (oferta kursów na www.kidsgo.de).
  • biorąc pod uwagę, że maluszki są golutkie i korzysta się ze wspólnych materacy itd., istnieje duże ryzyko złapania jakichś wirusów. Nasz pediatra podchodzi do takich kursów sceptycznie, ale to już jest zupełnie osobista decyzja.
Na takim kursie nie da się uniknąć porównań swojego maleństwa z innymi, co może doprowadzić do stresu, gdy się okaże, że inne już pełzają czy zjadają cały słoiczek zupki. Trzeba mieć dystans i ufać swojemu dziecku, bo na wszystko przyjdzie czas.


Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen