Freitag, 22. November 2013

Nasz pierwszy urlop

 Przedwczoraj napisałam Wam, że na początku listopada byliśmy na naszym pierwszym prawdziwym urlopie w trójkę. Wcześniej byliśmy kilka tygodni w Polsce, ale nie zaliczam tego do kategorii urlop.

Zawsze strarałam się wyjechać choć raz w roku, wygrzać kosteczki i naładować baterie. W ubiegłym roku nie udało się, bo gdy w końcu dostałam wolne w pracy, byłam w zaawansowanej ciąży i nie miałam ani siły ani odwagi na podróże.
Tegoroczny wyjazd planowaliśmy już dawno, ale organizowaliśmy wszystko mimo wszystko na ostatnią chwilę. Jak zwykle...
Nasze oczekiwania nie były jakieś wygórowane: nie chcieliśmy lecieć zbyt daleko i miało być jeszcze dość ciepło. Z tygodnia na tydzień odpadały kolejne miejsca i w końcu zostały nam Kanary. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na najcieplejszą Fuerteventurę, a dokładniej wybrzeże Costa Calma.

Wycieczkę po raz pierwszy zabukowaliśmy przez Internet, co się okazało super sprawą. Na spokojnie mogliśmy porównać oferty, sprawdzić oceny hoteli i nie traciliśmy czasu na wyprawy do biura.
Trafiliśmy na w miarę dobry hotel, który jednak nie zachwycał. Największym plusem był widok na ocean. Jedzenie, obsługa i kilka innych rzeczy można by było poprawić, ale nie było tak źle. Pod materac nie zaglądaliśmy a toalety nie prześwietlaliśmy ultrafioletem, jak to niektórzy mają w zwyczaju.
Sama wyspa nas nie zachwyciła, choć na szczęście jej południowa część wyglądała ciekawiej. Krajobraz jest dość księżycowy, przeważają kamienie i przestrzenie pozbawione zieleni. Wszelkie rośliny rosną tylko w pobliżu hoteli, gdzie są sztucznie nawadniane. Do zwiedzania też nie ma za wiele, co akurat dla nas okazało się plusem. Mogliśmy spokojnie odpoczywać, bez uczucia, że tracimy okazję, by zobaczyć jakieś wspaniałości. Zwiedziliśmy najbliższą okolicę i to nam wystarczyło.
Pogoda na początku listopada była fantastyczna, choć kilka dni było bardzo wietrznych i raz dość mocno popadało. Słońce grzało nadal długo i mocno, woda w oceanie też miała znośną temperaturę. Czego chcieć więcej?

Leon ogólnie sobie bardzo fajnie radził, choć myślę, że to nie był najlepszy moment na takie wycieczki. Dlaczego?
  • wychodziło mu kilka ząbków na raz i bardzo cierpiał.
  • nie chodzi jeszcze, a ja nie byłam zbyt spokojna, gdy raczkował po tych brudnych podłogach. 
  •  nie przesypia jeszcze nocy a do tego poprzez zmianę czasu budził się codziennie już po 5.
  • nie je jeszcze normalnych posiłków, przez co trudno było go utrzymać przy stole a tym samym nasze posiłki to był stres.
  • konieczność zabrania ze sobą zapasu pieluszek oraz słoiczków.
Wyjazd przypadł też na czas pierwszego małego buntu naszego Leona. Gardził zabawkami i szybko się irytował, przez co 4 godziny lotu były przeżyciem ekstremalnym.

Prawdopodobnie wyjazd za kilka miesięcy wyglądałby inaczej, ale ja potrzebowałam odskoczni właśnie teraz. Tydzień wyrwany z codziennej rutyny, bez konieczności sprzątania i gotowania potrafi czynić cuda i dodać energii na zimowe tygodnie.

Tak więc mimo wszystko polecam taki wypad, nieważne jak daleko. To mnóstwo wspomnień i zapewne pięknych zdjęc. Możliwość, by maluszek spędził trochę więcej czasu z tatą.
A do tego warto wykorzystać fakt, że dzieci do ukończenia drugiego roku podróżują z darmo:)))

W następnym poście napiszę trochę porad odnośnie urlopu z takimi maluszkami:)
Póki co pozdrawiam!!!




Mittwoch, 20. November 2013

Co u nas?

Ponownie zniknęliśmy na dłuższą chwilkę. W ostatnich tygodniach bardzo brakowało mi czasu, a wieczorem, gdy w końcu miałam chwilę dla siebie, po prostu zasypiałam na kanapie. Nie pomagała nawet kawa, mój organizm domagał się luzu i odpoczynku.
Oczywiście winię za to głównie pogodę, która czasem dobija. Szaro, chłodno i czasem już mroźno a do tego dzień jest taki krótki. No oczywiście mój Leon również daje czadu, bo nic tylko biegam za nim. A on pokłady energii ma olbrzymie i szybko odnawialne:)))
No ale po kolei, co u nas.

Leon
  • Dziś skończył 11 miesięcy!! Kiedy to minęło?? To naprawdę nie do pomyślenia, że już za miesiąc będziemy świętować jego pierwsze urodziny. 
  • Od jakichś trzech tygodni profesjonalnie raczkuje i w ogóle zarzucił pełzanie. Potrafi być szybki jak błyskawica i wygląda przeuroczo, taki mały raczek. 
  • Nadal bardzo chętnie stoi i wspina się na wszystko co się do tego nadaje. Również na nasze nogi. Jeżeli już uda mi się ugotować coś szybkiego, to właśnie z nim przyczepionym do nóg. Czasem próbuje się już puszczać i udaje mu się utrzymać kilka sekund równowagę.
  • Myślę, że za kilka tygodni może zrobić pierwszy kroczek, ale nie chcę tego sztucznie przyspieszać. Gdy ma ochotę, znajduje sobie coś do pchania i ćwiczy. Niechętnie jednak idzie, gdy bierzemy go za rączki. Ja nie mam ambicji, by chodzil jak najwcześniej, a raczkowanie wzmocni mu mięsnie, które przecież mu się przydadzą.
  • Jakoś zaraz po chrzcinach zaczął chętniej zjadać kaszki i zupki. Powoli doszliśmy do etapu, gdy wsadzany do krzesełka cieszy się na swoje jedzonko i je ze smakiem. Coraz bardzie interesuje się tym, co my jemy a ja mam coraz większą ochotę gotować dla niego samodzielnie. 
  • Dzięki temu udało mi się bardzo ograniczyć karmienie piersią i robię to teraz tylko 1 czy 2 razy w nocy. Ciężko mi wyeliminować te nocne pobudki, ale myślę, że to też kwestia kilku tygodni.
  • Zaczyna kombinować z głoskami, sylabami. Obok mama, baba pojawiają się ama, ababa czy z hiszpańskiego que:)
  • Stał się taką przylepą, jest najczęśniej przy nas, chętnie na rękach, ale równocześnie nie boi się obcych, chętnie zaczepia innych ludzi. 
  • Mam wrażenie, że wychodzi mu na raz kilka ząbków. Obecnie ma ich już prawie osiem i nadal nieustannie cierpi.

My
  • Na początku listopada byliśmy w trójkę na pierwszym takim prawdziwym urlopie. Więcej napiszę w osobnym poście.
  • Nadal szukamy domu i marzymy o własnym kącie.

Ja
  • Ostatnio mam trochę stresa. Jakoś bałam się końca tego roku, bo to oznacza koniec tego w miarę beztroskiego okresu. Czas by pomyśleć o powrocie do pracy albo znalezieniu nowej. No i perspektywa, że za jakiś czas ktoś inny miałby się zająć moim oczkiem w głowie... Staram się jednak nie zwariować i podchodzić do tego na spokojnie.
  • Poczułam ogromną potrzebę zmian, lepszej organizacji i rozwoju. Zaczęłam czytać mnóstwo blogów na ten temat, kupiłam organizer... by stwierdzic, że większość porad nie odnosi się do mam. Bo jak tu zaplanować dzień, gdy tak naprawdę wszystko zależy od dziecka? Czy uda nam się przespać w miarę dobrze noc, czy będą dwie drzemki, w jakim będzie humorze? 
  • Nadal stosuję minimalizm w sferze kosmetyków. Jestem bardzo z siebie dumna, bo nie kupuję zbyt wielu nowych i systematycznie wykorzystuję zapasy.
  • Postanowiłam schudnąć i sprawdzić fenomen Ewy Chodakowskiej stosując porady z jej książki. Po pierwszym treningu, przerwanym szybszą pobudką Leona, mam oczywiście mega zakwasy. I wiem już, że same zakwasy to nic przyjemnego, Jednak zakwasy i opieka nad synkiem, konieczność podnoszenia słodkich 10 kg, to coś bardzo bolesnego i nieprzyjemnego. Tak więc  zmniejszam tempo. A póki co, ograniczam słodycze.
  • A oprócz tego mam mnóstwo pomysłów na nowe posty i nadzieję, że uda mi się je zrealizować. 
Pozdrawiam!!

Mittwoch, 16. Oktober 2013

Praktyczna mama 2.

Hej:)))

Dziś taki krótki post o czymś, co ułatwia mi teraz troszkę życie a dokładniej pisząc, sprzątanie.

Odkąd Leon pełza, zadziwia mnie ilość kurzu i brudu na podłodze, która się zbiera każdego dnia. Wcześniej pewnie też tak było, ale nie przyglądałam się temu tak dokładnie i wystarczało mi odkurzanie co kilka dni.
Teraz oczywiście szybko musiały zostać wprowadzone zmiany, by zapewnić małemu higieniczne warunki do szaleństw na podłodze.

Ogólnie nie lubię odkurzać, gdy jestem z nim sama w domu, bo nie słyszę wtedy, czy wszystko u niego ok. Jest jednak inna, bezgłośna alternatywa.


Takie suche chusteczki przyciągają kurz, włosy itd. Według mnie naprawdę działają, choć oczywiście nie są tak dokładne jak odkurzanie.
Używam je każdego ranka razem z miotełką-mopem Swiffers.

Na zdjęciu widzicie takie chusteczki z firm Swiffers i Aldi. Te pierwsze są grubsze i a tym samym troszkę lepsze, ale te drugie znacznie tańsze i też dają radę.

Polecam i pozdrawiam!

Ania

Montag, 14. Oktober 2013

Zabawki cz. 1 - mata edukacyjna

Hej hej,

dziś pierwszy post o zabawkach. Wiadomo, temat rzeka. Kto kiedykolwiek wybrał się do sklepu z zabawkami, wie jak olbrzymi jest ich wybór. Czasem wystarczy odwiedzić jakiegoś maluszka, by się o tym przekonać.

Zacznę od maty edukacyjnej, czyli Erlebnis-, Activity- czy Spieldecke.
To według mnie taki must-have. Gdy w sklepie poprosiłam o pokazanie mat, pani lekceważąco skwitowała, że to dla rodziców, którzy chcą mieć spokój od dziecka. To trochę prawda, ale chodzi o to, by dziecko zajęło się czymś, co je będzie stymulować i rozwijać, podczas gdy mama będzie mogła złapać chwilę oddechu.
Długo wahałam się, którą matę kupić. Wybór jest przeogromny, zakres cenowy również.
W końcu zdecydowałam się na matę Rainforest z firmy Fisher Price. Zapłaciłam za nią niecałe 40 Euro, bo w mytoys.de otrzymałam rabat przy pierwszym zamówieniu. Z tego co widziałam ostatnio, jej ceny wahają się w przedziale 50 - 70 Euro.
To jest chyba bestseller wszechczasów. Prawie wszyscy moi znajomi właśnie na nią się zdecydowali, a na http://kleinanzeigen.ebay.de/ jest ich zatrzęsienie.


Mamy tutaj matę z poliestru, grający pałąk ze światełkami i możliwością przyczepienia zabawek. Są też latające motylki.


 Dodatkowo mamy zwierzątka, które można zawiesić na łuku:



Plusy:
  • piękne żywe kolory
  • można wybrać melodię lub odgłosy natury, głośność można regulować
  • można ją prać w pralce
  • dodatkowe elementy
  • staranne wykonanie
  • łatwy montaż i stabilność
Minusy:
  • dość mała, 75 x 89 cm
  • cienka
  • wykonana z poliestru, czyli sztucznego materiału
  • motylki pod łukiem mogłyby być poruszane automatycznie na zasadzie karuzeli
Czy zdecydowałabym się ponownie na jej zakup? Raczej nie. Głównie dlatego, że jest naprawdę mała i poprzez łuki ogranicza maluszka i nie zachęca go do poruszania się. Dlatego też nadaje się głównie dla 2-5 miesięcznych niemowlaczków, które przez większość czasu leżą na pleckach. Gdy tylko zaczną się przekręcać traci ona wiele na wartości. A producent poleca ją do 24 miesięcy... Jakby jednak nie było, Leon spędził na niej troszkę czasu i chyba mu się podobało. Jakiś czas temu schowałam ją, ale zwierzątkami nadal się bawi.

Podobały mi się też maty z firmy Nattou, które są dość duże, bardzo miękkie i przesłodkie, ale też bardzo pastelowe. A tyle się czyta, że maluszki wolą jednak ostrzejsze barwy.

Dobrym rozwiązaniem jest również kupienie większej maty (Krabbeldecke) bez łuku. Będzie służyła znacznie dłużej, a pałąk można dokupić osobno. My mamy trzy różne maty, na których Leon nadal się bawi. Jestem spokojniejsza, bo zapewniają mu miekkie lądowanie podczas jego wspinaczek oraz izolują od zimnego parkietu.


Takie maty często mają w ofercie Aldi czy Lidl. Fajne są też te z Ikei, choć obecny model nie jest tak zachwycający jak poprzedni.

Życzę Wam udanego wyboru maty i wiele zabawy na niej!

Pozdrawiam,
Ania

Sonntag, 13. Oktober 2013

Prezenty na chrzest

Witam Was ponownie,

wcześniej sama miałam problem, co kupić maluszkom na chrzciny. Teraz z kolei wielu gości prosiło nas o listę prezentów i też miałam niezły orzech do zgryzienia.

Summa summarum Leon dostał fantastyczne prezenty, które będą pamiątką tego dnia. Chciałabym Wam je krótko przedstawić, może kogoś zainteresują.
  •  komplet sztućców dla dzieci z motywem rycerza. 


Jeszcze troszkę poczekamy, zanim Leon będzie się nimi posługiwał, ale gdy już nadejdzie ten moment, będzie miał swoje sztućce i to na lata. Mają bardzo fajny kształt i wielkość, naprawdę suuuper! Do kupienia w sklepie firmowym WMF albo na stronie www.wmf.de.

  • poduszka z wyszytym imieniem.

Możliwoście jest tutaj oczywiście o wiele więcej, bo imię można wyszyć również na plecakach, ubrankach czy kocykach. Duży wybór na www.dawanda.com.

  • Biblia obrazkowa. 
 

Dostaliśmy dwie, jedną po polsku i jedną po niemiecku. Mają grube kartki z tektury, piękne ilustracje. Na pewno pomogą nam przekazać Leonowi odwieczne wartości w przyjemny i interesujący sposób.

  • bajki na dobranoc.


  •  aniołek na szczęście z Rosenthal.



A mamusie chrzestne spisały się na medal i podarowały piękną szatkę i świecę.


Szatka przyjechała z Polski, świecę można znaleźć również na dawanda.com.

Mam nadzieję, że Wam też się spodobały te podarunki.

Pozdrawiam,

Ania

Chrzciny

Witam Was w niedzielne południe, w Düsseldorfie niestety bardzo deszczowe,

od rana się cieszę, że chrzciny Leona odbyły się tydzień wcześniej, kiedy pogoda była o wiele wiele ładniejsza.
W ogóle wszystko się fajnie udało i muszę powiedzieć, że to takie nowe uczucie, organizować imprezę nie dla siebie, ale dla swojego dziecka. Poczułam się bardzo dojrzale i rozpierała mnie duma. Fajnie:)
Zdecydowaliśmy się na chrzest w Niemczech, bo łatwiej go było zorganizować i przyznam, że również dlatego, że z księżmi w Polskiej Misji Katolickiej jakoś łatwiej jest mi się dogadać.
Dość oryginalnie Leon ma dwie chrzestne, które bardzo cieszą się ze swojej roli a ja jestem spokojna, bo wiem, że to był dobry wybór.

Po chrzcie zaprosiliśmy gości na obiad i ciasto do restauracji. Był też tort, zrobiony przez nas.






Od jakiegoś czasu interesuję się samodzielnym wykonywaniem takich tortów. To fajna zabawa i daje dużo satysfakcji. Niedługo roczek Leona, więc będzie okazja, by znowu coś wymyślić:)

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli!

Dienstag, 1. Oktober 2013

Sposoby na zatkany nosek

Heej,

to taka bieżąca sprawa.
Od kilku dni Leon ma zatkany nosek, oddycha głośniej a w nocy to nawet bardzo głośno chrapie. Nie może przez to dobrze spać i znaleźć sobie miejsca, bo przecież dzieci do mniej więcej roku oddychają właśnie przez nosek. Ja oczywiście również nie śpię.
Boję się, żeby to nie przekształciło się w coś gorszego, ale nie chcę iść do lekarza i ryzykować, że się znowu czymś zarazimy.
Póki widzę, że Leon czuje się dobrze, ma dobry humor, energię i apetyt, działam na własną rękę.
W aptece i w internecie znalazłam kilka sposobów na taki problem:
  • kropelki z solą morską.
  • kropelki obkurczające śluzówkę noska, np. Otriven. Nie powinno ich się stosować dłużej i zbyt często. Ja używam ich tylko na noc.
  • Babix - olejek z eukaliptusa i igieł świerku. Można go stosować do inhalacji, choć głównie u starszych dzieci. Ja daję jakieś trzy kropelki na ubranko Leona, tylko nie za blisko buźki.
  • inhalacje, co akurat biorąc pod uwagę ruchliwość takich dzieci, nie należy do łatwych.
  • maść z majeranku -  niestety jeszcze jej nie wypróbowałam, bo w żadnej aptece nie była dostępna. 
  • spanie na płaskiej poduszeczce. Gdy tułów i główka są lekko uniesione, łatwiej jest oddychać.
Kropelki, olejek i spacery trochę pomagają. Nos nadal jeszcze nie został uwolniony, ale Leon oddycha lżej.

W przypadku takiego nieżytu nosa nie za bardzo przydaje się aspirator do noska, gdyż ciężko jest wyciągnąć tę wydzielinę a łatwo można uszkodzić śluzówkę.

Wiem, że są specjalne kuleczki homeopatyczne mające pomóc udrożnić nosek, ale nie umiem powiedzieć, które to są dokładnie i sama nie próbowałam.

To są take moje porady i wiadomo, że nie u każdego się muszą sprawdzić. W razie niepewności czy po prostu złego uczucia, warto odwiedzić lekarza.

Pozdrawiam!

Mały update

Hej hej,

kolejna przerwa i kolejny powrót. Sama nie lubię takich blogów, ale ostatnio straciłam panowanie nad czasem.
Leon trochę się pochorował, u lekarza upolował go jakiś wirus, który potem przeskoczył na mnie. Teraz już jesteśmy zdrowi, choć nadal walczę z jego zatkanym noskiem.

Leon skończył 9 miesięcy i w ostatnim czasie stał się bardzo mobilny. Pełza-raczkuje po całym domu, a ostatnio z pasją oddaje się nowemu hobby - wstawaniu. Chwyta się wszystkiego co się da i po prostu stoi. Nie mogę się jeszcze do tego przyzwyczaić i próbuję go asekurować, choć wiem, że bez upadków się nie obędzie, taka kolej rzeczy. Od kiedy zaczął się tak poruszać, stał się jakoś spokojniejszy i zadowolony. W końcu nie jest skazany na nas i może sam decydować, co będzie robił.
Stopniowo zabezpieczam wszystkie newralgiczne miejsca w mieszkaniu a trochę się ich znalazło. Pomysłowość takiego maluszka jest nieograniczona:)))
Nadal jest cycuchem, choć karmię odrobinkę mniej. Są dni, kiedy bez problemu zjada kleiki, kaszki i papki, ale są i takie, kiedy kategorycznie odmawia. W te ostatnie jestem najczęściej wykończona, bo po każdym posiłku muszę go umyć, zmienić bluzkę, posprzątać wszystko dookoła, i to na darmo.
Najgorsze jest to, że nadal nie przesypiamy nocy, a czasem wręcz budzimy się co dwie godziny. Czasem śpi z nami, wtedy jest troszkę lepiej, ale nie chcę, żeby się przyzwyczaił. Szczerze mówiąc, nie mam już pomysłów, jak ugryźć te moje zmory - odstawienie od piersi, spanie w nocy i wprowadzanie nowych posiłków.
 Co się bardzo fajnie zmieniło, jest spacerowanie. Bez problemu możemy spacerować, nie wznieca buntu, nie chce się wydostać z wózka. Obserwuje wszystko, zaczepia ludzi w sklepach, chwyta za wszystko co jest w zasięgu tych małych rączek.

Mam plan na wiele ciekawych postów i nadzieję, że uda mi się go zrealizować.

Pozdrawiam serdecznie,

Ania

Projekt, który teraz zajmuje mi dużo czasu i myśli to chrzciny, które odbędą się w tę niedzielę. Robimy je tutaj w Niemczech. Tak jest łatwiej, choć nie będzie na nich większości mojej rodziny.

Dienstag, 17. September 2013

Wybór szpitala

Hej hej,

dziś trochę się cofnę w czasie do momentu, gdy musieliśmy wybrać szpital do porodu.

Była to dla mnie bardzo trudna decyzja i potrzebowałam dużo czasu, by ją podjąć. Ostatecznie myślę, że była ona prawidłowa i ponownie rodziłabym w tym samym szpitalu.

Co pomaga w wyborze?
  • przede wszystkim można popytać znajome, które niedawno rodziły. Każda powie wam pewnie coś innego, ale warto posłuchać. 
  • każdy szpitał organizuje spotkania informacyjne, które najczęściej odbywają się w weekendy lub wieczorem. Czasem jest to tylko pokazanie porodówki i oddziału, czasem są to też wykłady, prezentacje itd. To jest super okazja, by wyrobić sobie swoją opinię. Informacje o takich spotkaniach znajdziemy na stronie www każdej placówki.
  • Internet. Ja weszłam chyba na każde istniejące forum dotyczące porodów w okolicy Düsseldorfu. Oczywiście nie byłam po tym ani trochę mądrzejsza. Polecam jednak stronę www.klinikbewertungen.de.
Na co zwracać uwagę przy wyborze szpitala:
  •  odległość od domu oraz możliwości dojazdu. Ja byłam spokojniejsza mając świadomość, że nasz szpital jest oddalony tylko o ok. 10 km i jest małoprawdopodobne, że na tej trasie będzie korek.
  • czy szpital ma klinikę dziecięcą. Oczywiście czasem jest to konieczne, np. przy bliźniakach, ciąży zagrożonej itd. Bywa jednak, że przyszła mama czuje się pewniej, gdy obok znajduje się taka klinika. Co ważne, w szpitalu bez kliniki dziecięcej można w zasadzie rodzić dopiero po ukończonym 36. tygodniu ciąży.
  • wskaźnik cięć cesarskich i nacięć krocza.
  • ile położnych jest na zmianie.
  • czy można wynająć pokój rodzinny.
  • czy szpital oferuje rooming in oraz czy wspiera mamy w początkach karmienia.
  • ile porodów jest przyjmowanych w roku.
  • gdzie znajduje się sala do wykonywania cesarki, najlepiej gdy jest tuż przy porodówce.
  • jakie alternatywne możliwości porodu są oferowane; np. poród w wannie.
Gdy już się zdecydujemy na konkretny szpital, warto się do porodu w nim zameldować. Już wcześniej można wypełnić wiele formularzy i mieć to z głowy.
Dobrym pomysłem jest również wzięcie udziału w różnych kursach oferowanych przez szpital, np. w szkole rodzenia. Poznamy tym sposobem wiele położnych oraz w jakimś stopniu oswoimy sobie to miejsce.

Nie warto jednak dać się zwariować. Warto poświęcić trochę czasu na wybór szpitala, dla swojego spokoju. Na sam poród ma jednak wpływ całe mnóstwo przeróżnych czynników, o których my już nie decydujemy.
Dlatego trzeba wierzyć, że będzie dobrze:)

Pozdrawiam!

Donnerstag, 12. September 2013

Maluszek na odwyku... od piersi

Witam Was,

znowu piszę nieregularnie, ale jakoś nastroje ostatnio jak pogoda, zmienne i czasem dość ciężkie.

Odstawianie od piersi to temat bardzo aktualny u nas w tym momencie. Temat w sensie dosłownym spędzający mi sen z powiek....

Moje początki karmienia były bardzo ciężkie i napiszę o nich w innym poście. Po kilku miesiącach walki, dokarmiania i bólu, stało się ono jednak przyjemnością i pozwala mi cieszyć się bliskością z Leonem. A ten jest, jak to się często mówi, małym cycuchem. Uwielbia moje mleko i to uczucie towarzyszące jego piciu. Na jego rzecz chętnie rezygnuje z innych nowości, gardzi słoiczkami i zdecydowanie odrzuca butelkę. 
I niby fajnie, wzmacnia swoją odporność a zarazem więź między nami, ale ja mimo wszystko myślę o zakończeniu karmienia piersią. Dlaczego?
  • bo marzy mi się chwila oddechu, wyjście na zakupy, czy fitness. Na ten moment nie mogę na dłużej zostawić Leona nawet z jego tatusiem, bo często tylko karmienie może go uspokoić. Cudownie byłoby móc zostawić miśka u kogoś zaufanego i wyskoczyć np. do kina:) Teraz nie wchodzi to jednak w grę...
  • mam wrażenie, że moje mleko mu już nie wystarcza i potrzebuje też innych pozycji w swoim menu. Zrobił się z niego kawał chłopaka, do tego jest coraz bardziej aktywny i skądś musi pobierać tę energię. 
  • chciałabym w końcu przestać zastanawiać się, co mogę zjeść, jaką tabletkę wziąć. Ogólnie nie muszę ograniczać swojego menu, ale np. przy przeziębieniu jestem zdana tylko na herbatkę z cytrynką. 
  • pierś stała się remedium na problemy z zasypianiem i w ogóle na całe zło. Przez to też wiele obowiązków spadło na mnie, bo mąż mówi, że przecież on nic nie poradzi. I ma w sumie rację. A Leon, gdy tylko poczuje potrzebę bliskości, domaga się karmienia. Ostatnio szczególnie w nocy, pobudka co 2 godziny.
  • istnieje też duża szansa na to, że gdy Leon będzie pił mleko z butelki i zjadał więcej kaszki, w końcu ponownie będzie przesypiał noce. Marzenie:)))))))))))))))))
  • możliwe, że od stycznia pójdę choć na część etatu do pracy.
  • no i takie prozaiczne, trochę egoistyczne... chciałabym po prostu się napić mojito czy hugo, którego jeszcze nie spróbowałam:)
Planowałam karmić Leona 6 miesięcy, ale po pół roku nie byliśmy jeszcze gotowi na zakończenie tego. No i nie oszukujmy się, Leon coś musiał pić. Pisałam już, że nie był zainteresowany nowymi smakami i moje mleko stanowiło podstawę jego pożywienia.
Mówi się, że warunkiem karmienia jest jego akceptacja przez dwie strony. I ja mam wrażenie, że u nas następuje powoli zgoda na rezygnację z niego. Leon coraz chętniej zjada nowości, wytrzymuje coraz dłużej bez piersi i czasem mi się go udaje ululać bez karmienia. Ja też jestem gotowa na nowy etap. 

Na początku starałam się nie karmić między 9 i 15. Teraz trochę wydłużam tę przerwę i karmię synka tylko, jak inaczej nie może zasnąć. No i w nocy, to trochę z lenistwa i wielkiej potrzeby snu.
Kilka razy słyszałam, że mamy które szybko muszą odstawić maluszka, wyjeżdżają np. na weekend i wtedy musi ono zaakceptować alternatywne pożywienie. Jak dla mnie to hardcore, spróbowałabym tego tylko w ostateczności. 

Wśród moich znajomych jestem jedną z niewielu, która jeszcze karmi. I patrząc z boku na inne maluszki, widzę, że są spokojniejsze, ich mamy również. Chętnie zjadają obiadki, są dłużej syte i skupiają się na zabawie.

Naprawdę, podziwiam mamy, które karmią wiele lat. Wg mnie to duże wyrzeczenie.
Każda jednak musi zdecydować za siebie, to nie ulega wątpliwości.

Jak długo wy karmiłyście?

Donnerstag, 5. September 2013

20 % rabatu na ubranka w C&A

Hej,

jeszcze taki krótki post.
Jeżeli lubicie ubranka z firmy C&A, to oni mają od dziś do soboty akcję promocyjną. Wszystkie ubranka dla dzieci są o 20 % tańsze.

Ja pisałam już we wcześniejszym poście, że nie jestem przekonan do ich jakości, ale warto kupić tam piżamki i body. Najlepiej wybierać też większy rozmiar, bo numeracja jest zaniżona.

Pozdrawiam!

Rozszerzanie diety

Witam Was:)

Dziś temat ważny w pierwszym roku życia maluszka, a nie zawsze łatwy i przyjemny...
Muszę przyznać, że u nas wprowadzanie nowych pozycji do menu Leona idzie jak po grudzie i czasem mam wrażenie, że będzie całe życie domagał się mojego mleka.

Kiedyś wyobrażałam sobie, że gdy na początku piątego miesiąca podam Leonowi papkę z marchewki, nastąpi przełom, mój synek odkryje nowy ląd, zakocha się w warzywkach a ja, szczęśliwa mamusia, będę mu gotowała coraz to nowe zupki i polowała na warzywa z kategorii BIO.
Pierwszemu podejściu towarzyszył nawet błysk flesza, ale aparat zarejestrował tylko niezadowoloną minę synusia.

Postanowiłam ponowić próbę za kilka tygodni. I wtedy coś ruszyło, Leon zjadał po kilka łyżeczek, ale nie trwało to wiecznie, bo po jakimś czasie odrzucił warzywa. Zaciskał usta, odsuwał łyżeczkę rączką i robił minę pełną obrzydzenia. Myślałam, że po prostu pojechałam po bandzie podając mu szpinak, ale każde inne warzywo spotykało się z dezaprobatą i nie ważne czy ze słoiczka czy przygotowane w domu. I tak jest w sumie do dziś. Wypróbowałam już chyba większość rodzajów obiadków, które lądowały po kolei w śmietniku.

Co innego kaszki i owoce. Na tym polu odnoszę większe sukcesy, taki słodki chłopak.

Będąc w poniedziałek na szczepieniu, zapytałam się lekarza, co mam w takim przypadku robić. Ten stwierdził, że Leon należy do grupy, która nie widzi potrzeby zjadania czegokolwiek innego niż mleko i prawdopodobnie nie uznaje papek. Do roku taki stan rzeczy nie daje powodu do zmartwień. Powinien siedzieć z nami przy stole i otrzymywać czasem coś z naszego talerza, tak by poznawał inne smaki.

Wczoraj poszłam znowu do DM i postanowiłam wziąć kilka słoiczków, których do tej pory nie próbowaliśmy. I tak zdecydowałam się na kremową zupkę z Hipp, powyżej 8. miesiąca. Jest ona dość fajnie przyprawiona, ziołami, przyprawami i zawiera też troszke soli. I sukces!! Leon nią nie pogardził i zjadł bez większych bólów pół słoiczka. Jutro spróbujemy z pomidorówką z tej serii:))

Z czystym sumieniem mogę również polecić słoiczki z serii Alnatura, naturalnej marki DM. Leon zawsze lubił ich musli z owocami.
W Polsce zasmakowały mu deserki owocowe z Babovita, która jest podobno tańszą marką Hipp.

Ja w zapasie mam zawsze też zawsze:
  • owocowe pure w plastikowych pojemniczkach. Mieszam z nimi kaszki, czasem daję je też osobno. Przy zatwardzeniu podaję Leonowi śliwkę, przy biegunce banana.
  • błyskawiczną kaszkę mannę na dobranoc i zwykłą w proszku, mieszam ją z wodą lub mlekiem w proszku i pure owocowym.
  • kaszkę mannę w plastikowych pojemniczkach.
  • musli owocowe w słoiczkach z Alnatura.
Jeżeli chodzi o akcesoria, to polecam miseczkę z DM oraz plastikowe kubeczki z IKEI. Kilka razy zdarzyło się, że Leon nie chciał zjeść papki łyżeczką, ale wypił ją z kubka, warto więc spróbować.
Fajnym pomysłem są też plaktikowe łyżeczki, które zmieniają kolor i wskazują, kiedy jedzonko ma temperaturę 37 st.

Ze sprzętów może się przydać urządzenie do podgrzewania słoiczków oraz pomagające w przygotowywaniu posiłków. Ja posiadam urządzenie do gotowania na parze i miksowania z firmy Philips. Napiszę o nim jednak w innym poście, muszę przeprowadzić więcej testów.

No i przyda się oczywiście również cały zestaw śliniaczków, ściereczek i zapasowych ubranek. Czasem bywa zabawnie:)))

Pozdrawiam!

Praktyczna mama.... cz. 1

Hej,

nie jestem żadną perfekcyjną panią domu, ale mam kilka trików, które mi ułatwiają życie i chętnie się nimi z Wami podzielę:)
Tym razem chodzi o pranie ubranek maleństwa i nie tylko.

Większość ubranek noworodków i niemowlaczków ma jasne kolory. W tym przypadku nie ma problemu, dość łatwo i szybko można zapełnić całą pralkę. Gorzej jeżeli chodzi o ciuszki kolorowe i ciemne. Przecież nikt nie będzie prał jednej pary spodenek. I tu przychodzi z pomocą genialny, łatwy w stosowaniu i tani wynalazek:



Sprawdziłam wielokrotnie, to działa! Jeszcze się nie zawiodłam.
Wystarczy włożyć jedną lub dwie chusteczki razem z praniem do bębna. Chusteczka ta niczym magnes wyłapuje wszelkie zabrudzenie i farby zapobiegając zafarbowaniu innych ubranek.
Kosztują one ok. 2,5 Euro za 24 sztuki i ja używam je praktycznie do każego prania.

Po czwartym miesiącu zmorą większości mam stają się plamy po marchewce, które nijak nie chcą zejść. Tu rozwiązanie jest jeszcze prostsze i tańsze... Wystarczy takie brudne ubrania normalnie wyprać i pomarańczowe plamy, które nie zeszły w praniu, wystawić na słońce... Gwarantowane, że znikną:)

Pozdrawiam serdecznie!

Mittwoch, 4. September 2013

Nie dla Leona ta oliwka

Hej hej,

dziś piszę o moim zdaniem wielkim bublu i nieporozumieniu, jeżeli chodzi o pielęgnację dzidziusiów.
Mam tu na myśli oliwkę dla noworodków z firmy Penaten BABY. Skład jest krótki.... nawet bardzo. Parafina i Isopropyl Palminate... Ogólnie im mniej składników tym lepiej, ale nie w tym przypadku.


Parafina jest pochodną ropy naftowej i jakkolwiek jest ona dalej przetwarzana, nie mam zamiaru nią smarować mojego Leona. Co do jej używania w kosmetyce istnieje mnóstwo sprzecznych opinii, ja swoją wyrobiłam jakieś 5 lat temu. Dostałam wtedy kremy z firmy Iwostin, na dzień i na noc. Każdego ranka widziałam w lustrze moją tłustą cerę i zapchane pory i szybko połączyłam ten fakt ze składem kremu, w krórym na chyba drugim miejscu stał olej mineralny. Od tamtej pory unikam kosmetyków go zawierających, również balsamów czy nawet kremu do stóp.

Parafina nie nawilża skóry, a tworzy na jej powierzchni warstwę, która zapobiega parowaniu wody . Osobiście myślę, że taka nieskażona niczym skóra maluszka nie potrzebuje takiej chemicznej otoczki, która zaburza naturalne procesy skóry. Istnieje wiele innych oliwek, które mają przyjaźniejszy skład, np. Hipp czy Baby Dream. Tu pojawia się kolejna kwestia, czy w ogóle oliwki są wskazane. My używamy balsamu dla niemowląt z Hipp, ale to też nie po każdej kąpieli.

Nie dajmy się więc zwariować i zmanipulować reklamie. Parafina jest bardzo tania i to jest na rękę  koncernom kosmetycznym.

Oliwkę postanowiłam zużyć sama, bo jednak szkoda mi coś wyrzucić a mojej skórze trudniej jest zaszkodzić.
Przyjemność z używania żadna, zapach nieciekawy, nawilżenie kiepskie, dobrze że przynajmniej skóra się nie łuszczy.

Jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie?

Pozdrawiam!


Dienstag, 3. September 2013

Minimalizm

Witam:)

Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie myśl, by wprowadzić w życie zasadę minimalizmu. Odkąd urodził się Leon, brakuje mi nieustannie czasu, szczególnie chwili oddechu dla samej siebie.
Stwierdziłam więc, że szkoda te tak rzadko pojawiające się momenty marnować na sprzątanie, zamawianie, kupowanie i organizowanie niepotrzebnych rzeczy i czas zrobić z tym porządek.

Idea minimalizmu jest teraz bardzo popularna, wiele się o tym pisze i mówi w internecie. Pewnie wielu z Was czytało też książkę Dominique  Loreau  "Sztuka minimalizmu". Ja przeczytałam ją kilka lat temu i teraz przymierzam się do ponownej lektury, by złapać natchnienie.

Ogólnie obszary, które chcę przede wszystkim zminimalizować, to:
  • kosmetyki,
  • ubrania i buty,
  • książki i gazety,
  • ubranka i zabawki Leona.
Jako że nadal chudnę i nie osiągnęłam jeszcze swojego wymarzonego rozmiaru, ciężko mi jest uporządkować swoją szafę, ale za kosmetyki mogę się już zabrać.

Tu muszę się przyznać, że jestem straszną kosmetykomaniaczką. Lubię chodzić do DM czy Rosmanna, oglądać filmiki na Youtube, czytać recenzje i robić zapasy kosmetyczne.
Najgorsze w tym jest jednak, że otwieram wszystkie nowe produkty i tak jak ostatnio zobaczyłam, używałam równocześnie 6 żeli pod prysznic, 3 balsamy do ciała, 8 odżywek do włosów itd. Bez sensu!
Teraz jestem na etapie zużywania tych otwartych kosmetyków, które niestety czasem są już przeterminowane.

Mam kilka pomysłów, jak uchwycić to moje kosmetyczne wariactwo w ryzy:
  • robić listy kosmetyków, które chcę wypróbować i które mają fajne recenzje, ale kupować je, dopiero jak obecny produkt będzie na wykończeniu,
  • do drogerii chodzić tylko z listą potrzebnych rzeczy i nie rozglądać się za dużo,
  • podliczyć pieniądze, które wydaję na takie spontaniczne zakupy kosmetyczne, suma na pewno mnie przerazi,
  • zamiast wielu niepotrzebnych nowości, zbierać np. na super fajny i droższy podkład.
Dla zdopingowania się, postanowiłam robić na swoim blogu coś na kształt projektu denko, czyli będę opisywać godne uwagi kosmetyki, które wzkończyłam. Czasem też pojawią się recenzje kosmetyków, które zakupiłam i mam coś ciekawego na ich temat do napisania. 

Na chwilę obecną cieszę się, że w łazience pojawia się trochę wolnego miejsca a ja wykorzystuję w końcu kosmetyki, za które przecież kiedyś zapłaciłam:)

Czy ma któs jeszcze takie problemy?

Pozdrawiam Was!



Pociążowe ciężary...

Witam:)

I znowu na moim blogu zapanowała niezaplanowana cisza, ale jakoś ostatni tydzień był dość zakręcony i nie miałam po prostu czasu, by na spokojnie coś napisać.
W drodze do Bretanii byli u nas na nocleg moi rodzice i wujkowie, co mnie przynajmniej zmobilizowało do porządków. Do tego Leon ma dość wykańczającą fazę, wychodzi mu trzeci ząbek, zaczyna tak naprawdę raczkować i wszędzie szuka sposobności, by się podciągnąć i stać, bo przecież siedzenie i leżenie to dla cieniaków:)

Dziś chciałam napisać o czymś ważnym dla każdej młodej mamy... bo o ile w ciąży dodatkowe kilogramy są normalne, to po porodzie chętnie się ich jak najszybciej pozbywamy.
Ja przytyłam w ciąży ok. 18 kg i myślę, że wiele z nich to była woda. Ogólnie urósł mi tylko brzuch, nogi, pośladki pozostały bez zmian. Po porodzie było od razu ok. 11 kg mniej a kilka dni póżniej dopinała się na mnie już dość wąska kurtka. Myślałam, że skoro to takie łatwe, to po miesiącu będę mieć starą wagę, juhuuu!

Nie jest to jednak takie proste.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że karmienie spowoduje u mnie olbrzymią i nie do opanowania potrzebę zjadania słodkiego. Wcześniej rzadko mieliśmy w domu słodkości, ale w początkowym okresie karmienia ciasteczka, czekolada, drożdżówki na stałe zagościły w moim menu. Dodatkowo piłam dość dużo Malzbier na wzrost laktacji, a wiadomo, że to mnóstwo kalorii.
I tak zamiast chudnąć, tyłam lub w lepszych okresach waga po prostu stała. Potem stopniowo spadała i nagle ni stąd ni z owąd 3 kg plus!!! Ograniczyłam kalorie, chodziłam na jeszcze więcej spacerów i nie było żadnych rezultatów.
Dopiero ostatnio coś się ruszyło i jestem lżejsza o kilka kg a do tego mieszczę się w wiele strarych spodni.
Przymyślałam całą sprawę i oto kilka moich wniosków:

KARMIENIE PIERSIĄ
Karmienie rzeczywiście pomaga schudnąć, ale to nie dzieje się od razu, szczególnie gdy jemy więcej słodyczy. To właśnie niedawno przeczytałam, że poprawę sylwetki widać dopiero w około piątym miesiącu. Trzeba się więc uzbroić w cierpliwość a talia w końcu do nas wróci:)

DIETA
Problemem u mnie był fakt, że opiekując się w ciągu dnia Leonem i nie mając żadnej pomocy, nie miałam czasu ani głowy, by sobie cos porządnego ugotować. Jadłam często gotowe dania, które zawierają oczywiście więcej kalorii.

SPORT
Na to również nie znalazłam jeszcze czasu...

Ale pamiętajcie że... zaraz po porodzie należy unikać napinania mięśni brzucha. Z leżenia trzeba się podnosić bokiem, o ile wiecie, o co mi chodzi. Podczas ciąży mięsnie rozstąpiły się, by zrobić miejsce rosnącej macicy i trzeba dać im kilka tygodni czasu, by mogły się znowu zrosnąć. Warto również wstrzymać się z bieganiem i innymi wysiłkowymi formami sportu, gdyż np. nasze stawy jeszcze nie wróciły jeszcze do formy.
Po około 6 tygodniach od porodu warto zapisać się na Rückbildungskurs. Są to spokojne ćwiczenia mające na celu wzmocnienie mięśni miednicy po porodzie. Wtedy też można poprosić prowadzącą o sprawdzenie czy mięśnie brzucha się zrosły i czy można zacząć normalny trening.

Ja w tym momencie planuję rozpocząć treningi z Ewą Chodakowską i zrozumieć na czym polega jej fenomen. Czy ktoś z Was już próbował ćwiczeń z nią?
Dam Wam znać, jak wygląda realizacja tego planu i ewentualne efekty:)))

Pozdrawiam!

Freitag, 23. August 2013

Nowości w szafie Leona

Dzień dobry wszystkm:)

Będąc w Szczecinie, chciałam wykorzystać pomoc mamy i pobiegać trochę po sklepach.
Skończyło się jednak jak zwykle: dla siebie nie kupiłam dokładnie żadnego ubrania, za to garderoba Leona ponownie się wzbogaciła.
Ten fenomen zawsze mnie zadziwia. Jakoś w ciąży nie kupowałam zbyt wielu ubranek preferując zakupy dla samej siebie. Być może wpływ na to miał fakt, że do końca nie znaliśmy płci, więc nie wiedziałam tak naprawdę, co kupować a ile można mieć beżowych czy białych śpioszków?
Teraz wydaje mi się jednak, że do tematu podeszłam zadaniowo i w ciąży koncentrowałam się po prostu na ciąży i ciuszki czy zabawki nie mieściły się jeszcze w kręgu zainteresowania.
Wszystko zmieniło się jednak w momencie, gdy synek pojawił się na świecie... Zwariowałam, oszalałam i sama siebie zadziwiłam. Godzinami mogę szukać ubranek w internecie, zdając sobie jednocześnie sprawę, że Leon ma ich już tyle, że nie wiadomo, czy w ogóle zdąży większość założyć.
To jest jednak silniejsze ode mnie i chyba rekompensuje mi fakt, że sobie samej ciężko jest coś kupić. Ponadto zawsze mam pewność, że mój mały przystojniak będzie w czymś nowym wyglądał fantastycznie, a ja z moją jeszcze daleką od ideału figurą, niekoniecznie.

A to przywieźliśmy z wakacji w Szczecinie:


Body z długim rękawem, marka Name It kupiona w Vero Moda, ok. 15 zł


Zestaw na chrzciny z Coccodrillo, po przecenie ok. 85
Skarpetki dla małego lwika, ok. 18 zł


Zestaw 3 body bez rękawków, marka COOLCLUB Baby, ok. 20 zł
Z tych body jestem akurat średnio zadowolona. Po dwukrotnym praniu kolory znacznie zbladły a jedno się jakoś dziwnie rozciągnęło. Dodatkowo firma ta ma problemy z rozmiarówką, bo musiałam wziąć 80, choć Leon dopiero co przeszedł na rozmiar 74.

Oczywiście mogłabym kupić znacznie więcej, ale staram się trochę opanować. Pewnie do czasu...
Pozdrawiamy i miłego dnia!

Donnerstag, 22. August 2013

Krzesełko

Witam wszystkich,

teraz zwrócę się z prośbą o pomoc, bo na pewno nie jestem pierwszą, która jest w kropce jeżeli chodzi o zakup krzesełka dla maluszka.
Coraz trudniej jest mi karmić Leona trzymając go na kolanach, taki zakup wydaje się więc konieczny. Do tego mam nadzieję, że gdy będzie z nami siedział przy stole, to zainteresuje go troszkę bardziej normalne jedzonko i może pewnego dnia stwierdzi, że nie ma co tak obstawać przy mleku mamy.

Wiele osób poleciło mi normalne krzesełko z Ikei, ale jakoś nie jestem przekonana. Wielu następnych piało na temat Tripp Trapp od Stokke i Peg Perego. Te dwa ostatnie są drogie, więc wolałabym być pewna zakupu.

Może ktoś ma dla nas jakąś dobrą radę?

Pozdrawiam!

Mittwoch, 21. August 2013

Spanie, niewyspanie i zasypianie

Dzień dobry wszystkim,

jest właśnie przed 5 rano i Leon rozbudzony bawi się w najlepsze. I nie byłoby to tragedią, gdyby nie fakt, że od jakiegoś miesiąca budzi się w nocy co 1,5 lub 2 godziny i za każdym razem wydaje się głodny jak mały wilk. Samo przytulenie czy kołysanie nic nie daje, dopiero przy piersi zasypia a przedtem ssie i ssie, wydaje się to nie mieć końca.
To też mogłabym jakoś zaakceptować, gdyby nie to, że w czwartym i piątym miesiącu przesypialiśmy już całe noce, potem była ewentualnie jedna pobudka. Sytuacja zamiast się polepszać, pogarsza się dramatycznie i nie wiem, jak się będzie dalej rozwijać. Póki co muszę chyba zacząć czerpać energię z kosmosu, by w ciągu dnia nadążyć za maluchem.
Tak sobie myślę, że musi istnieć jednak przyczyna takiego stanu rzeczy. Może kolejna faza ząbkowania? Faza wzrostu? Za dużo nowych wrażeń?

Ok, zasypia.... to kładę się jeszcze na chwilkę razem z nim.

No właśnie... zasypianie... Zawsze się zastanawiałam, dlaczego istnieje tyle książek poświęconych temu tematowi. Teraz wiem... obok jedzenia jest to dla mnie w tym momencie największa zmora.
Na początku wystarczyło Leona przytulić, w kolejnym etapie ukołysać. Potem już to nie wystarczało i zaczął zasypiać przy piersi, a czasem pomagało lulanie go w wózku. A teraz często nawet to nie pomaga! Nie mówiąc już o tym, że zasypianie przy piersi to wiązanie sobie sznurka na szyi... Wiem, że istnieje na ten temat całe mnóstwo teorii, czasem bardzo drastycznych i nakazujących zostawienie płaczącego maluszka w łożeczku i opuszczenie pokoju. Mi brakuje jakoś konsekwencji i pomysłu, jak ugryźć ten problem. Czasem myślę, że najłatwiej byłoby go w momencie, gdy robi się senny, załadować do auta i pokrążyć po ulicach. To działa zawsze:)

Jedną rzeczą, która zmieniła się jednak na plus, jest fakt, że Leon robi sobie teraz 2 lub 3 drzemnki w ciągu dnia. Tak tak, przez kilkanaście tygodni prawie w ogóle nie spał w ciągu dnia, a jak się mu to już przez nieuwagę przydarzyło, budził się zły. Teraz, jeżeli którąś ominie, jest bardzo płaczliwy i marudny. Staram się więc pilnować, by miał możliwość zdrzemnięcia się w spokoju. A sama cieszę się, że mam choć chwilkę dla siebie.

Może ktoś z Was ma jakieś porady związane z zasypianiem czy przesypianiem nocy?

Pozdrawiam!


Dienstag, 20. August 2013

Rozwój w ósmym miesiącu

Witam serdecznie,

dziś mój mały urwisek kończy osiem miesięcy:)
Mam wrażenie, że to był ważny miesiąc, w którym naczył się wiele nowych rzeczy i ogólnie bardzo się zmienił. Nie wiem, na ile wpływ na to miał pobyt w Polsce a na ile jest to normalna kolej rzeczy.

Przede wszystkich Leon jest mobilny! Do pełzania przymierzał się już ładne kilka miesięcy, kończyło się jednak na przewróceniu na brzuszek i płaczu z frustracji. Oczami był już kilka metrów dalej a tu jednak tkwił na macie. W końcu jak mały ślimaczek przesuwał się o kilka centymetrów, potem o długość ramienia i w końcu udało mu się opuścić matę by badać nowe obszary. Teraz robi to całkiem sprawnie, namierza cel i żwawo ku niemu zmierza. Widać, że sprawia mu to dużo przyjemności.
Dla nas to coś całkiem nowego i trzeba się jakoś na ten nowy tryb przestawić. Przede wszystkim musimy się nauczyć, że na podłodze i w zasięgu tych małych rączek nie może leżeć nic, co było by dla małego niebezpieczne. To się wydaje taaakie oczywiste, ale ten czas leci tak szybko, że w jakimś stopniu nadal jesteśmy na etapie noworodka grzecznie leżącego na kanapie.

Po drugie Leon gaworzy. Jak większość maluchów zacząć od ba-ba i to akurat w momencie, gdy po kilku dniach zobaczył ponownie swoją babcię. Ok, przecież wiem, że dla niego owe ba-ba wcale nie oznacza babci, było to jednak bardzo słodkie. Teraz łączy już przeróżne sylaby i każdy słyszy to, co chce:)

Nauczył się też rolować i coraz sprawniej idzie mu przewracanie z brzuszka na plecy. Dużo chętniej obraca się jednak na brzuszek, co czasem mnie do szału doprowadza. Przewijanie stało się dużym wyczynem, bo nie chce leżeć na plecach. W nocy też się kręci i za każdym razem przebudza. Przesapana noc? Co to w ogóle było....?

Następną zmianą jest to, że umie już samodzielnie siedzieć, choć nadal go asekurujemy. Przeprowadził się więc z gondoli do spacerówki, co go bardzo ucieszyło. Wytrzymuje teraz w wózku znacznie dłużej.

Mam też wrażenie, że jest coraz silniejszy, uwielbia stać i czasem nie można go posadzić, tak mocno prostuje nóżki. Coraz lepiej umie pokazać, na co ma ochotę a co go w  ogóle nie interesuje. Coraz sprawniej wyraża emocje i coraz bardziej widoczny jest jego charakter.

Czasem z rozrzewnieniem myślę o początkach macierzyństwa, kiedy |Leon był taki malutki. Mam jednak wrażenie, że teraz jest dużo ciekawiej, że nasza więź ewoluuje i się zacieśnia.

Pozdrawiam serdecznie wszystkie mamy i ich maluszki!

Sonntag, 18. August 2013

Wróciłam!!

Witam wszystkich i przepraszam za tak długą ciszę...

Wykorzystaliśmy drugi miesiąc Elternzeit mojego męża i spędziliśmy cudowne 3 tygodnie w Szczecinie. Myślałam, że będę mieć tam więcej czasu na pisanie i z tą myślą zabrałam nawet laptopa, ale okazało się inaczej.
Część czasu spędziliśmy w domku moich rodziców nad jeziorem, gdzie mogliśmy pooddychać świeżym powietrzem i odpocząć od hałasu miasta. Pobyt w samym Szczecinie upłynął nam z kolei na odwiedzinach u rodziny i znajomych.

Fajnie było zmienić choć na chwilę widok z okna, co pozwoliło mi nabrać trochę dystansu i sił na zadania, które mnie tu czekają. Odpocząć za bardzo nie odpoczęłam, bo z maluchem to jednak pojęcie względne. Przeszliśmy chyba kolejną fazę wzrostu, ząbkowania i próby ograniczenia karmienia piersią. Muszę jednak powiedzieć, że mój mały Leon mnie zadziwił, bo fantastycznie sobie radził. Fajnie zniósł samą podróż, a potem natłok wrażen, nowych miejsc, mnóstwo nowych twarzy, nowe miejsce do spania itd. Bardzo urósł i niesamowicie się rozwinął, bo już całkiem sprawnie pełza, mówi ba-ba a ja usłyszałam nawet ma-ma. Jestem z niego bardzo dumna!
No i rozkochał w sobie całą moją rodzinę a szczególnie dziadków.

Teraz, gdy tylko rozpakuję walizki i zorganizuję się na nowo, wracam do regularnego pisania.

Pozdrawiam serdecznie z Düsseldorfu!

Mittwoch, 17. Juli 2013

Podróżowanie z brzuszkiem i z maluszkiem

Co mama to inne podejście do tego tematu. Jedne zwiedzają z brzuszkiem odległe a nawet egzotyczne kraje a ich niemowlaczki widziały często więcej krajów niż nie jeden dorosły, a są i takie, które nie chcąc ryzykować, nie wyruszają w podróże.

Ja myślę, że trzeba się kierować intuicją i jednak zdrowym rozsądkiem, bo to nie chodzi już o nas samych, ale też o maleństwo.

Jedym z pierwszych pytań mojego męża, po tym jak się dowiedzieliśmy o ciąży, było czy możemy pojechać do Meksyku, co planowaliśmy wcześniej. Ginekolog odradziła to jednak zdecydowanie. Wg niej lot byłby za długi i najbezpieczniej jest, gdy nie przekracza 3 czy 4 godzin. Poza tym nie można być pewnym, jak działa system opieki medycznej w Meksyku.

Ja sama zrezygnowałam z wyjazdu na Majorkę w drugim miesiącu ciąży. W ciągu pierwszych trzech miesięcy życia płodowego tworzą się zalążki wszystkich organów i układu nerwowego i część lekarzy odradza wtedy loty. Zdecydowana większość nie widzi przeciwwskazań, ja jednak wolałam nie ryzykować. Muszę jednak dodać, że ten wyjazd byłby związany ze stresem na samej Majorce (wyjazd z firmą) i to też przesądziło o mojej decyzji. Ogólnie w ciąży można bez problemów latać, granicą w większości linii lotniczych jest dopiero 36. tydzień.

W piątym miesiącu jechaliśmy autem 700 km do Polski i czułam się bardzo dobrze. Brzuch nie był za duży, plecy jeszcze nie bolały. Z takiej trasy zrezygnowałam już jednak w ósmym miesiącu, to było już dla mnie za późno.

Z perspektywy czasu widzę, że byłam bardzo ostrożna w ciąży, ale nie chciałam później niczego żałować a nie musiałam nigdzie wyjeżdżać (biorąc pod uwagę, że nie miałam za bardzo urlopu). Mimo to codziennie dojeżdżałam 30 km do pracy, a auto prowadziłam jeszcze w dniu porodu.

Z Leonem pojechaliśmy do Polski jeszcze zanim skończył 2 miesiące. Jako dumna mama chciałam go koniecznie przedstawić rodzinie i znajomym a do tego mój ukochany dziadek kończył 80 lat. Podróż przebiegła bardzo fajnie, robiliśmy przerwy na karmienie do 2-3 godziny a mały większość drogi słodko przespał. Na pewno nie było to jednak dla niego komfortowe, bo po powrocie po włożeniu do fotelika bardzo płakał i przez jakiś czas nie lubił jeździć autem.

Gdy miał 4 miesiące lecieliśmy z Düsseldorfu do Berlina (niestety nie ma połączeń do Szczecina). Bardzo się bałam, bo leciałam z nim sama. Na lotnisku super sprawdziło się moje nosidełko a Leona interesowało tam dosłownie wszystko. Lot do Berlina minął fantastycznie, bo zasnął zanim wystartowaliśmy i obudził się nad Berlinem. Lot powrotny nie był już taką sielanką. bo płakał przeraźliwie przez jakies 20 minut i cieszyłam się, że siedzieliśmy sami w rzędzie. To był jednak czas, gdy odrzucił butelkę a ja nie miałam tyle pokarmu, ile potrzebował. No i mój uparciuszek nie bierze smoczka, co by na pewno ułatwiło mi życie. Po każdym locie Leon spał bardzo długo i mocno, czyli dla niego też był to w jakimś względzie wysiłek.

W następnym tygodniu jedziemy na urlop do Polski i czeka nas ponownie 700 km, tym razem z 7-miesięcznym Leonem. Jestem bardzo ciekawa, jak teraz minie nam ta podróż.

Dienstag, 16. Juli 2013

Włosy... mamy i nie mamy

Wiadomo, że podczas ciąży większość przyszłych mam cieszy się ładniejszymi włosami, które o wiele mniej wypadają, często stają się błyszczące i po prostu piękniejsze. To sprawka tych szalejących hormonów, które wzniecają w organizmie istną rewolucję.

W moim przypadku poprawę zauważyłam dopiero po piątym miesiącu ciąży, ale może to dlatego, że wtedy odeszło mi dużo stresów w pracy. Przy czesaniu, myciu, układaniu czupryny nie wypadały prawie żadne włosy, co było niesamowitym komfortem. Co więcej, pojawiło się mnóstwo małych włosków.  Byłam przeszczęśliwa!
Leon urodził się też z super fryzurką, tak więc przez jakiś czas obydwoje zachwycaliśmy swoimi grzywami i zbieraliśmy mnóstwo komplementów.
Do czasu....

Gdy mały skończył trzy miesiące zobaczyłam nagle mnóstwo włosów na szczotce, jeszcze więcej na umywalce, nie mówiąc o tych które znajdowałam na podłodze czy w rączkach Leona. Dopadło mnie! A tak się łudziłam, że łysienie poporodowe mnie ominie...
Wydawało mi się, że w końcu na mojej głowie pojawi się łysinka, każde mycie i czesanie włosów było horrorem, który doprowadzał mnie do łez...
Włosy wiązałam w kitkę i nie pozwalałam nikomu dotknąć. Tak stan trwał około dwóch miesięcy.

Z powodu karmienia nie mogłam zastosować wielu środków takich jak suplementy diety, specjalne toniki itp. Łykałam dalej witaminki dla mam i używałam szamponu z kofeiną z Alverde.
W aptece polecono mi również homeopatyczne tabletki Schüßler-Salze Silicea D12, które niby mogą łykać mamy karmiące. Na ulotce napisano jednak, że nie zbadano oddziaływania tego środka na mleko, więc nie ryzykowałam.
Podczas poszukiwania jakiejkolwiek porady w internecie, znalazłam również wzmiankę, jakoby olej do włosów Amla Hair Oil z firmy Khadi miał pomóc. Zastosowałam go jednak do dziś tylko jeden raz, więc nie mogę się wypowiedzieć.

Pod koniec czwartego miesiąca pojechałam do Polski, gdzie mama namówiła mnie na podcięcie włosów. To mit, jakoby miało to zdziałać cuda, ale włosy stały się lżejsze i wyglądały na zdrowsze. Dodatkowo mama poleciła mi maseczkę Henna Wax z firmy PilomWax. I nagle jak ręką odjął.... włosy nie przestały zupełnie wypadać, ale było to już w normie.


Żeby jednak nie było tak sielankowo, zauważyłam na szczoteczce i kocyku Leona, że teraz jemu zaczęło wypadać dużo włosków i jego czuprynka mocno się przerzedziła (został tylko lok na czubku głowy, nad czołem i po bokach). To też trwało około dwóch miesięcy i teraz zauważam, że urosło dużo nowych włosków.

Dlaczego o tym piszę? Bo na pewno wiele z was przeżywa to samo i nie wierzy, że będzie lepiej. Też nie wierzyłam... ale naprawdę to wypadanie ma swój koniec a wzpadają w sumie te włosy, które nie wypadły podczas ciąży i pierwszych miesięcy po porodzie. Co jest najlepsze, bardzo szybko zaczynają odrastać nowe włoski!
Tak więc naprawdę nie ma co się zamartwiać i trzeba traktować to jako oczywistą kolej rzeczy:)))))))



Babytrage... mój ratunek

Jeszcze zanim urodziłam Leona, podobał mi się widok mam niosących swoje maluszki w chustach czy nosidełkach i zawsze chciałam tego ze swoim dzieckiem spróbować.
Przez pierwsze miesięcy nie mogłam się jakoś za ten temat zabrać, a do tego trafiliśmy na bardzo paskudną, szarą i długą zimę.

W końcu, gdy Leon miał 4 miesiące i mając w planach lot samolotem, stwierdziłam, że czas najwyższy się tym zainteresować.
Od początku wiedziełam, że wolę nosidełko od chusty. Wydawało mi się praktyczniejsze i łatwiejsze do założenia, a do tego istnieje większa szansa, że mój mąż założy nosidełko niż chustę.
Te ostatnie mają oczywiście wielu zwolenników, którzy przekonują, że ich wiązanie nie jest trudne, a do tego, muszę przyznać, mają przepiękne wzory.

Na szkole rodzenia położna pokazała nam kilka nosidełek i powiedziała, na co mamy zwrócić uwagę przy ich wyborze.Ogólnie poleciła nam:

http://www.hoppediz.de/ - chusty i nosidełko Bondolino
http://www.didymos.de/ - chusty
http://www.ergobaby.eu/de
http://www.manduca.de/
http://www.wickelkinder.de/

Odradziła za to zdecydowanie nosidełka w typie Baby Björn. Dzieci nie mają w nich nóżek w pozycji żabki a do tego możliwe w nich noszenie dziecka skierowanego w kierunku poruszania się nie jest zalecane.

Zanim zdecydowałam się na zakup mojego nosidełka, zrobiłam małe rozeznanie w internecie i wybór padł na Bondolino. Jest ono zrobione z tego samego materiału co chusty, jednakże łatwiej jest je założyć. Materiał jest bardzo elastyczny i można w nim nosić już noworodki.
Zastanawiałam się również nad Manduca i Ergobaby, ale wiele osób pisało, że nadają się najlepiej dla starszych niemowlaków, które już umieją siedzieć.
Z mojego Bondolino jestem bardzo zadowolona i, ku mojej radości, Leon również. Teraz, gdy nie chce już za bardzo jeździć w gondoli a na spacerówkę wydaje mi się za wcześnie, jest to dla mnie prawdziwe wybawienie. Gdy po 20 minutach w wózku wznosi alarm, wkładam go do Bondolino i jest szczęśliwy.
Zauważyłam tylko, że jednak po jakimś czasie noszenia moich kochanych 9 kilo, bolą plecy. Ale to może być kwestią praktyki.

Istnieją również wykształceni doradcy w temacie noszenia dzieci, u których można wypróbować wiele nosidełek i chust. Jest to jednak usługa dość droga, bo kosztuje jakieś 30 Euro.

Same nosidełka i chusty też nie są tanie, bo te najlepsze kosztują ok. 100 Euro i więcej. Ja swoje kupiłam na eBay Kleinanzeigen. Najlepiej odebrać je jednak osobiście i sprawdzić czy wszystkie rzepy trzymają, bo od tego zależy bezpieczeństwo maluszka.

Donnerstag, 11. Juli 2013

VIP czyli Hebamme

Wiele osób już na samym początku ciąży radziło mi, żebym jak najszybciej zabrała się za poszukiwanie położnej.
Ja jednak najpierw poczekałam, by minęły te krytyczne trzy miesiące a potem po prostu nie znajdowałam na to czasu, gdyż przez całą ciążę musiałam dużo i długo pracować.
Gdy w końcu się za te poszukiwania wzięłam, byłam już w 18. tygodniu... i się załamałam.

Nikt nie mógł mi żadnej położnej z czystym sumieniem polecić a te, z krórych moi znajomi byli w miarę zadowoleni, nie miały już miejsc.
W internecie znalazłam kilka list z danymi położnych z Dusseldorfu i okolic (m.in. na stronie www.kindsgo.de). Wiele z nich ma również swoje prywatne strony internetowe. Jako że codziennie byłam w domu dopiero po 19, kontaktowałam się z nimi przez e-mail (nie jest to mile widziane, gdy się do nich wydzwania wieczorem czy w weekend).
80% odpowiedzi było negatywnych, bo a to planowały w tym czasie urlop (termin mieliśmy akurat na okres świąt Bożego Narodzenia i sylwestra), albo nie pracowały już w zawodzie, albo miały już komplet, albo się przeprowadziły.
Gdy dostałam więc pozytywną odpowiedz i propozycję spotkania, skakałam z radości i poczułam dużą ulgę. Nie powiem, żebym po poznaniu Britty była do niej zupełnie przekonana, ale była dość miła, odebrała kilkaset porodów, więc podpisałam z nią umowę.

Położna zajmuje się już profilaktyką w trakcie ciąży. Można z nią skonsultować wszelkie wątpliwości a nawet iść przeprowadzić u niej badania kontrolne (często mają przenośne KTG). Ja miałam mimo wszystko większe zaufanie do mojej ginekolog.

W ciągu pierwszych 10 dni po urodzeniu dziecka położna może do was przychodzić nawet codziennie. Zakres jej pomocy to m.in.:
  • ważenie maleństwa i kontrola przyrostu wagi
  • pielęgnacja pępuszka
  • kontrola zażółcenia (to właśnie dzięki Katrin pojechaliśmy do szpitala, gdzie się okazało, że żółtaczka jest na tyle silna, że musi Leon musi tam zostać
  • pomoc przy kąpieli
  • badanie mamy, ewentualnych szwów, również formy psychicznej 
  • pomoc w temacie karmienia piersią
Potem do 8. tygodnia życia dziecka do wykorzystania pozostaje jeszcze 16 spotkań. U nas położna przychodziła średnio co 10 dni, ważyła Leona, odpowiadała na pytania związane z karmieniem czy powrotem do formy.

O ile się nie mylę, do 8. miesiąca życia Leona pozostały mi jeszcze 3 spotkania, ale nie wiem czy je wykorzystam.
Gdy występują jakieś problemy, np. z karmieniem, lekarz może zawsze przepisać dodatkowe wizyty.

Ogólnie to jest super sprawa, że ktoś do nas przychodzi, pomaga w tym ciężkim okresie, szczególnie, gdy jest to pierwsze dziecko i najbliższa rodzina mieszka daleko od nas.
Mam tylko kilka ale:

  • położne są najczęściej dość młodymi dziewczynami. Są oczywiście wykształcone, często przyjmowały osobiście porody, ale większość nie ma własnych dzieci, a więc ich wiedza jest książkowa. Wiele kwestii, np. na temat rozszerzania diety, musialam wyjaśnić sama, popytać znajomych, poczytać w internecie czy literaturze, bo miałam wrażenie, że położna nie ma o tym pojęcia albo to co mówi, jest nierealne.
  • wiele z nich jest bardzo mocno zorientowanych na karmienie piersią i młoda mama może znaleźć się trochę pod presją, gdy z jakiegoś powodu decyduje się przejść na butelkę. Tak było w moim przypadku. Mleko modyfikowane było dla mojej położnej złem wcielonym, przez co nabawiłam się zapalenia piersi i wielu stresów.
  • położne nie są nieomylne i nie warto opierać się tylko na ich opinii. Co się bardziej liczy, to własna intuicja. Moja położna nie zauważyła u mnie zapalenia piersi, czego skutkiem był ropień, który musiał być nacinany.
Opisany przeze mnie zakres obowiązków położnej i ilość wizyt dotyczy obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego. Nie mam pojęcia, jak to wygląda w przypadku ubezpieczenia prywatnego.
Wiem również, że w tym roku coś się zmieniło w kwestii opieki położnej podczas porodu.

Na pewno warto zająć się poszukiwaniem położnej już na samym początku ciąży. Gdy wiemy, w którym szpitalu będziemy rodzić, można się zorientować, czy tamtejsze położne mogłyby się nami zaopiekować.

Bardzo ważne jest czy zawiąże się między wami a położną więź sympatii. Tylko w takim przypadku może być mowa o zaufaniu a nie oszukujmy się, to jest bardzo intymny układ. W końcu taka położna towarzyszy wam w jednym z najpiękniejszych okresów w życiu i ma duży wpływ na jego przebieg.

Freitag, 5. Juli 2013

Leon Leon pokaż ząbki :)

Ząbkowanie.... grrrr... w naszym przypadku to zmora a dla Leona wielkie cierpienie. Zaczęło się ono już na początku czwartego miesiąca.
Na początku mocno się ślinił, wkładał sobie częściej coś do buzi.
Miesiąc pózniej w buzi lądowało wszystko, a zamiast jednej piąstki były już dwie. Doszły biegunki, lekkie gorączki i rozdrażnienie.
A zęba ani widu ani słychu...

Dopiero dwa tygodnie temu pojawiły się dwie dolne jedyneczki, co było poprzedzone jeszcze większym cierpieniem i napadami przerazliwego płaczu. Ostre są niesamowicie, ale na szczęście podczas karmienia piersią nie czuję ich.

W tym trudnym czasie pomagały nam:
  • kuleczki homeopatyczne Osanit i Chamomilla; nie wszyscy wierzą w homeopatię, ale warto spróbować. Super alternatywa dla Paracetamolu.
  • Żel na dziąsełka Bobodent (z Polski). W Niemczech popularny jest Dentinox, ale jeszcze nie probówałam. W duecie z kuleczkami sprawdzał się super.
  • gryzaczki; na początku Leon nie wiedział, do czego służą i jak z nich zrobić użytek. Potem jednak spontanicznie jakiś chwytał i podgryzał. Są też specjalne gumowe szczoteczki do masażu dziąsełek, w DM lub Rossmannie. Ulubionym gryzaczkiem są oczywiście jego własne jak i nasze palce.
  • odwracanie uwagi, zajmowanie go zabawkami itd.
  • wielu maluchom pomaga kawałek marchewki, chłodna zwilżona pielucha.
  • w ostateczności można też podać Paracetamol. Mi się udało jakoś tego uniknąć.
Istnieje też coś takiego jak Veichenwurzel. Jest to po prostu korzeń fiołka, który maluch może ssać. W aptece jednak mi odradzono, bo to niby przestarzała metoda, mało higieniczna i niebezpieczna, bo cząsteczki tego korzenia mogą zostać połknięte.

Każdy maluch przechodzi ząbkowanie inaczej, ząbki mogą wyrosnąć w różnej kolejności, pojedynczo lub w duecie. Najczęściej te pierwsze pojawiają się ok. 7. miesiąca a ostatnie z dwudziestu po drugim roku. Gdy dzidzius na pierwszych urodzinach jest nadal bezzębny, trzeba odwiezić lekarza.

Zobaczymy, jak długą przerwę mamy teraz przed sobą... o ile w ogóle taka będzie, bo mam wrażenie, że następne ząbki są już w drodze.

Ubranka dla maleństwa

Każdy rodzic ma swój sposób ubierania dziacka, a ten ewoluuje wraz ze wzrostem malucha.

Ja dostałam dość dużo ciuszków od bratowej i koleżanek i one stanowią bazę, do której dokupuję brakujące ubranka lub te, które mi się po prostu podobają.
Jak każda mama, mogę kupować dla Leona bez końca, nawet kosztem swojej garderoby. Jest mnóstwo prześlicznych ubranek, ale większość z nich ma horrendalne ceny, a wg mnie 20 Eur za bluzkę, którą Leon założy może pięc razy, to trochę przesada.
Znalazłam więc kilka sposobów, na tańsze zakupy.

  • przede wszystkim wyprzedaże; akurat teraz mamy SSV i można złowić naprawdę fajne okazje, choć warto planować i kupować z głową, by szorty nie zostały nam na zimę. Mi się udało wiele rzeczy upolować w H&M (on-line, bo nie mam za bardzo jak jechać do centrum).
  • second handy; nie wszyscy są ich zwolennikami, ja jednak je uwielbiam i żałuję, że te prawdziwe są tylko w Polsce, a więc nie bywam tak często. Znalazłam tam jednak bardzo dużo ubranek w idealnym stanie, oryginalych i dobrych jakościowo. No a do tego te ceny...Podoba mi się też idea powtórnego obiegu a podobno takie ubranka mają w sobie mniej chemii (hmm, nie jestem tu pewna, bo przecież w ciuchbudach też je muszą czymś psikać).
  • Flohmarkt; osobiście jeszcze nie skorzystałam. Raz pojechałam, ale z Leonem i wózkiem, a tam był taki tłum, że nawet nie weszłam. Wiem jednak, że dużo mam tam skompletowało wyprawki, za śmieszne pieniądze. Są też zabawki, akcesoria itd. Info w internecie i na www.kidsgo.de.
  • ebay i ebay Kleineanzeigen; udało mi się kupić np. prawie nowy śpiworek, czy oryginalnie zapakowane śpioszki. Warto tam też poszukać książek, które kosztują tylko cząstkę tego, co nowe w księgarni.
  • www.mamikreisel.de; to tak jakby Flohmarkt on-line, ogólnie bardzo polecam. Można tam znalezć wiele oryginalnych i fajnych ubranek, ale trzeba uważać. Jak w kryteriach wyszukiwania wpisuję zawsze neu lub hervorragend, a i tak dostałam już ciuszki z dziurami czy plamami. Teraz pytam się zawsze dodatkowo czy są z pierwszej ręki.
  • warto też popytać koleżanek, które mają dzieci. Często chętnie pożyczają ubranka lub się ich pozbywają, gdy nie planują więcej dzieci.
 Jest całe mnóstwo firm produkujących ubranka, ja znam może cząsteczkę z nich, ale mam już kilka swoich opinii:
  • H&M; lubię! Podobają mi się ich wzory, materiały i jakość. Nie są to ubranka na kika pokoleń, bo zauważam dziurki, ale dają radę. Minusem jest fakt, że nosi je mnóstwo maluchów, co może być problemem w przedszkolu, gdy wszystkie dzieci są ubrane na jedną modłę. Ubranka z tej firmy są większe niż na to wskazuje rozmiar, ale mam wrażenie, że dzięki temu można je bardzo długo zakładać.
  • C&A; raczej na nie. Gdy Leon miał jakieś 6 tygodni, kupiłam mu dość dużo ubranek z tej firmy. Okazały się jednak małe i do tego bardzo sztywne. Niektórych nie założyl ani razu. Polecam tam tylko body (takie proste, pod bluzeczki) i piżamki.
  • Zara; słyszałam wiele negatywnych opinii i biorąc pod uwagę jakość garderoby dla kobiet, jestem w stanie w nie uwierzyć. Mamy jednak od nich sztruksy i są super.
  • ernstings-family (Topolino i Topomini); ok, należy do tańszych marek, ale o dość dobrej jakości.
  • Next, Early Days; do spotkania w second handach; bardzo lubię.
  • Benetton; suuuuper. Miałam jeden kompleci r. 62. Nie do zdarcia, rósł z Leonem.
  • Cool club; marka ze sklepu Smyk. Fajne, ale bardzo dziwna rozmiarówka.
  • TCM czyli Tchibo; podobno warto kupić.
  • Esprit, Mexx;droższe marki, ale super jakość. Warto wybrać się do outletu (znowu okolice Dusseldorfu).
  • Aldi (Impidimpi); bardzo lubię. Fajne ceny, fajnie się noszą, nie mogę narzekać.
  • KiK, Zeemann etc.; osobiście nie robię tam zakupów. Mają ładne wzory, super ceny, ale mnie przeraża ten zapach produkcji chińskiej. Nie mogę się przekonać, ale może się mylę. 
Nie znalazłam w Niemczech specjalnych płynów do prania ubranek maluszków (w Polsce jest ich wiele). Kupuję po prostu proszki do skóry wrażliwej i nie używam zmiękczaczy. Nie prasuję ubranek, choć bym chciała. Nie mam na to po prostu czasu.

Znacie jakieś inne ciekawe firmy? Czekam na komentrze:)

Montag, 1. Juli 2013

PEKIP

Co czwartek chodzę z Leonem na kurs Pekip. 
Pekip to było jedno z tych określeń, które usłyszałam po raz pierwszy w ciąży (obok np. maxi cosi).

Nazwa pochodzi od skrótu Prager – Eltern – Kind – Programm i jest konceptem, którego głównym punktem jest uczestnictwo rodzica i dziecka w zajęciach grupowych. Przeznaczony jest dla maluchów w pierwszym roku życia a zacząć najlepiej ok. 4. miesiąca życia, kiedy są bardziej świadome otaczającego ich świata.
Przebywanie razem z innymi maleństwami (najczęściej są one mniej więcej w tym samym wieku) i ich rodzicami ma wiele plusów i głównym celem jest:
  • wspomaganie maluszka w rozwoju przez Anregungen (impulsy, sugestie). Na tym kursie nikt do niczego nie jest zmuszany i jedynie sugeruje się możliwość wykonania jakiegoś ćwiczenia. Atmosfera jest przez to bardzo luzna, każdy robi w sumie to, na co ma akurat ochotę.  Do dyspozycji są np. wielkie materace, maty, przeróżne zabawki (czy przedmioty codziennego użytku jak trzepaczka do jajek) czy nawet baseniki do pluskania. Co ważne, maluszki są rozebrane i bez pampersów, żeby ich nic nie krępowało. Wiem jednak, że na niektórych kursach rodzice decydują, że pieluszki zostają.
  •  kontakt z innymi rodzicami, wymiana doświadczeń. Czasem też wystarczy, że się wygadamy i opowiemy o problemach komuś, kto przeżywa podobne rzeczy. A przy okazji można dostać wiele dobrych wskazówek i porad, nie wiemy przecież wszystkiego i uczymy się na błędach.
  • super okazja, żeby wyjść, nawiązać nowe znajomości i spędzić fajnie czas.
My jesteśmy ogólnie zadowoleni z Pekip, choć nie zachwyceni. Najbardziej cieszę się z tego,  że Leon ma kontakt z innymi, bo widzę, że dzięki temu jest bardziej śmiały do obcych i nie boi się nowych sytuacji. Myślę, że to szczególnie ważne dla tych z nas, którzy są w Niemczech sami (ciotki, babcie mieszkają w Polsce) i dziecko ma na co dzień kontakt głównie tylko z nami.
Dowiedziałam się też kilku ciekawych rzeczy i naprawdę cieszę się na czwartek.
Na początku stresowało mnie, gdy Leon co chwilę płakał czy non stop chciał pić (etap odrzucenia butelki), jednak teraz podchodzę do tego inaczej i wiem, że to zupełnie normalne.

Dużą wartością jest dla mnie również możliwość ćwiczenia mojego niemieckiego, bo nie oszukujmy się, gdy siedzimy z maluchem w domu, może się on trochę pogorszyć. 

Jest też kilka minusików:
  • Pekip jest najczęściej dość drogi, nawet 10 Eur za spotkanie. Ja płacę bardzo mało, bo do kursu dopłaca miasto (organizuje go AWO).
  • zniechęcić może cała organizacja wyjścia na kurs, na którym malucha trzeba rozebrać, ubrać itd. 
  • przynajmniej w Dusseldorfie trudno jest znalezć wolne miejsca na Pekip (oferta kursów na www.kidsgo.de).
  • biorąc pod uwagę, że maluszki są golutkie i korzysta się ze wspólnych materacy itd., istnieje duże ryzyko złapania jakichś wirusów. Nasz pediatra podchodzi do takich kursów sceptycznie, ale to już jest zupełnie osobista decyzja.
Na takim kursie nie da się uniknąć porównań swojego maleństwa z innymi, co może doprowadzić do stresu, gdy się okaże, że inne już pełzają czy zjadają cały słoiczek zupki. Trzeba mieć dystans i ufać swojemu dziecku, bo na wszystko przyjdzie czas.


Sonntag, 30. Juni 2013

Babyschwimmen

Dziś Leon miał swoją premierę na basenie.

W końcu, bo na basen można zabrać malucha już po 3. miesiącu życia, a warunkiem jest jedynie, by był w 100% zdrowy, w razie wątpliwości lepiej jest spytać się lekarza. Nie ma też co czekać za długo, bo niemowlaki tracą około 6 miesiąca wrodzony instynkt, który nakazuje im wstrzymać pod wodą powietrze. U Leona może jeszcze nie było za pózno na nurkowanie, ale nie chciałam próbować i narażać go na stres.

Na basen dotraliśmy dopiero teraz, bo po raz pierwszy chciałam iść koniecznie z moim mężem, głównie dlatego, żeby mi pomógł to logistycznie ogarnąć. I dlatego w grę wchodziła tylko niedziela, a wtedy zawsze nam coś wypadało lub ktoś był chory.
Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny, jak go malują i mimo iż jest to organizacyjne wyzwanie, to wystarczy odrobina sprytu i chęci.

My byliśmy dziś na basenie, na którym przez dwie godziny w każdą niedzielę wydzielona zostaje osobna strefa dla takich maleństw. Według mnie jest to super rozwiązanie, bo jest bezpiecznie i spokojnie. Dodatkowo maluszki mają do dyspozycji całe mnóstwo zabawek, które i tak lądują najczęściej w buzi.

Leonowi bardzo się podobało. Na początku obserwował otoczenie, a pod koniec piszczał z radości.

Do wody weszliśmy dwa razy, najpierw na ok. 20 minut i za drugim razem na 15 minut. Trzeba jednak obserwować dziecko czy za bardzo się nie wyziębiło i w razie czego od razu reagować.

Co ze sobą zabrać?
Gdy idzie tylko jeden rodzic, pomocne może być maxi cosi, w którym maluszek poczeka, podczas gdy my się będziemy przebierać.
Koniecznie trzeba mieć również specjalne pieluchy do pływania oraz kilka ręczników z kapturkiem. 
Pływanie z niemowlakiem ma wiele plusów, bo wzmacnia więz między rodzicami a dzieckiem, delikatnie masuje ciałko maleństwa i dostarcza mu wiele nowych wrażeń. Minusem może być oczywiście ryzyko przeziębienia, szczególnie zimą.

Tym, którzy mieszkają w Dusseldorfie i okolicy polecam basen Sauna/Bad Niederheid. Babyschwimmen odbywa się tam co niedzielę od 09:30 do 11:30 i kosztuje 7,50 Eur dla jednego rodzica z dzieckiem. Czysto, miło i ładnie.

Mittwoch, 26. Juni 2013

Próba nawiązania kontaktu :)

Witam wszystkich,

ku mojej wielkie radości widzę, że ktoś na mojego bloga zagląda a w tym momencie cieszy mnie każde pojedyncze wejście.
I tak zaczęłam się zastanawiać czy to były przypadkowe odwiedziny, czy moje posty przypadły komuś do gustu?

Jeżeli jesteś moim gościem, napisz proszę, czy moja pisanina ma sens, czego oczekujesz, co mogę zmienić :)

Pozdrawiam,

Ania

Montag, 24. Juni 2013

Walizka do szpitala

Istnieje mnóstwo check-list w internecie i większość informacji się powtarza. Ja zebrałam je wszystkie razem, zweryfikowałam swoim doświadczeniem i dodałam kilka wskazówek od siebie. Mam nadzieję, że komuś się przyda:)
  • Mutterpass, który należy mieć przy sobie zawsze
  • karta ubezpieczenia - te, które są prywatnie ubezpieczone, powinny już wcześniej spawdzić, jakie świadczenia będą pokryte z ubezpieczenia
  • wszelkie dodatkowe dokumenty dotyczące zdrowia, które mogą się przydać podczas porodu
  • wypełnione formularze, które dostałyśmy przy zameldowaniu do szpitala
  • drobne pieniądze: na parking czy kawę z automatu
  • klapki, żadne Hausschuhe. Najlepiej szersze, żeby w razie potrzeby pomieściły stopę w grubej skarpetce. Ja moje klapki kupiłam za jakies 4 Euro w Rossmannie i się super sprawdziły
  • ciepłe skarpetki; szczególnie ważne, gdy poród obywa się zimą, ale nawet latem stopy mogą być chłodne a to nie sprzyja rozluznieniu. Swoje kupiłam w C&A.
  • długa koszula (może być t-shirt partnera) czy sukienka do porodu, ważne by zakrywała pośladki. Ja miałam do porodu sukienkę plażową z H&M, która się fajnie sprawdziła, a że nie była zbyt droga, bez żalu ją potem wyrzuciłam :)
  • piżama. Może być specjalna do karmienia, ale nie musi. Najważniejsze, by była luzna, miękka i bardzo wygodna. Ja przyznam, że noc i dzień zlały mi się po narodzinach Leona w jedno i nie przebierałam się specjalnie w piżamę.
  • kilka par wygodnych i ciemnych spodni dresowych. Krwawienie po porodzie to sprawa bardzo indywidualna, ale w ciągu pierwszych dni jest ono najczęściej bardzo obfite i łatwo o plamy. Warto więc sobie zaoszczędzić w tej kwestii stresów i mieć po prostu zapas.
  • stanik do karmienia - ciężko przewidzieć rozmiar biustu po nawale pokarmu, nie warto więc kupować od razu zbyt wielu staników. Wystarczy jeden, następne możemy kupić choćby przez internet już po powrocie do domu. Ważne by stanik był bawełniany, pozbawiony fiszbin i nie uciskał piersi.
  • bluzki na ramiączkach, luzne t-shirty, niekoniecznie specjalne bluzki do karmienia. Warto zabrać ich trochę więcej, gdyż po porodzie pocimy się mocniej i fajnie móc założyć świeżą bluzkę, gdy mamy na to ochotę.
  • luzne bluzy, które możemy na siebie narzucić.
  • ręczniki
  • aparat z kartą pamięci i ładowarką
  • komórka i ładowarka
  • Traubenzucker czyli glukoza, ew. batoniki muesli, czekolada. Zastrzyk energii, szczególnie gdy poród się przedłuża i po prostu brak sił.
  • napoje; ulubiona woda, cola. Ja lubię wodę średnio gazowaną, a w szpitalu dostałam tylko niegazowaną, a do tego ciepłą.
  • kanapka czy gotowa przekąska. Podczas porodu można najczęściej coś przekąsić i nie trzeba szukać po nocy resztek ze szpitalnej kolacji. Mi sucha kanapka z serem dodała energii na pozostałe kilka godzin porodu.
  • gumka do związania włosów
  • pomadka nawilżająca do ust
  • słomki (na wypadek gdyby ciężko było się napić z kubka)
  • kosmetyczka (sprawa indywidualna, ale warto pamiętać o maści do smarowania brodawek, dobrym i sprawdzonym antyperspirancie)
  • wkładki laktacyjne
  • numer telefonu do swojej Hebamme
  • Heiratsurkunde by szpital mógł zarejestrować narodziny w urzędzie stanu cywilnego. O tym więcej w osobnym poście
  • ubranko dla maleństwa oraz jakiś pluszak do zdjęcia. O tym też będzie osobny post. Ubranka dla bejbika na pobyt w szpitalu dostajemy na miejscu.

Można wziąć również:
  • szlafrok - oczywiście jeżeli  nigdy go nie używałaś, nie potrzebujesz go i teraz. Ja w każdym poradniku czytałam, że należy szlafrok ze sobą zabrać i specjalnie kupiłam nowy, który mieścił mój brzucho, ale nie użyłam go w szpitalu ani razu. Tak więc to żaden muss.
  • ulubiona muzyka czy filmy na tablecie, książki, gazety - to na wypadek, gdyby maleństwu się za bardzo na ten świat nie śpieszyło.

W domu należy mieć:

  • podpaski z bawełny. Ważne, by nie miały paska kleju, żadnych specjalnych kanalików, aloesu, rumianku itd. W DM i Rossmannie można kupić pelziprotect (w DM leżą najczęściej koło Pampersów, jakie to praktyczne:)
  • bawełniane majtki, trochę większe i wysoko zabudowane na wypadek cesarki. Takie babcine majtochy, o których będziemy chciały zapomnieć zaraz po połogu:)
Na powrót do domu:
  • luzne ubranie, bo niestety nie chudniemy od razu do rozmiaru sprzed porodu... 
  • ubranka dla maleństwa zależą głównie od pory roku. Jakby nie było przyda się body, śpioszki lub spodnie z bluzeczką, czapeczka, skarpeteczki
  • kocyk dla maluszka, chyba że mamy ponad 20 stopni
  • maxi cosi czyli fotelik
Czy o czymś zapomniałam?
Jeżeli tak, to proszę o komentarze:)

U5

Dziś mieliśmy U5, które powinno się odbyć w 6. lub 7. miesiącu życia.

W sumie badanie było podobne do poprzedniego. Zmierzono i zważono Leona, co potwierdziło, że jest trochę większy niż średnia a co ja czuję nosząc go czasem po kilka godzin każdego dnia .

Lekarz zbadał brzuszek, bioderka, osłuchał go i sprawdził, jak się rozwija.

Leon nie chciał za bardzo współpracować i nie zamierzal pochwalić się tym co potrafi. Gdy lekarz chciał go podciągnąc z leżenia za rączki, główka zwisała mu bezwładnie, choć już od dawna trzyma ją prosto i podciąganie idzie bardzo lekko. Podobno to normalne, że takie maluchy robią wszystko chętne, jeżeli same mają na to ochotę. Gdy tylko czują się do czego zmuszone, niechętnie prezentują, co potrafią.

Dziś jakimś cudem nie musieliśmy za długo czekać na swoją kolej (ostatnim razem było to 40 minut...).
W Duesseldorfie bardzo ciężko jest dostać się do dobrego pediatry. Nie ma ich zbyt wielu i najczęściej nie przyjmują nowych pacjentów albo ograniczają się do bardzo małego obszaru.


Samstag, 22. Juni 2013

Moda z brzuszkiem

Podczas ciąży nasze ciało zmienia się diametralnie, jednakże trzeba pamiętać, że trwa ona tylko około 9 miesięcy i warto się zastanowić czy opłaca się wydawać dużo pieniędzy na specjalne ubrania ciążowe. Tym bardziej, że pózniej i tak na nie nie będziemy mogły patrzeć (takie namioty) a poza tym czeka nas wiele innych wydatków.

Na początku warto dokonać przeglądu własnej szafy. Najczęściej każda z nas ma choć kilka ubrań, które były za duże - bo albo zakupione pomyłkowo, albo schudłyśmy, albo też są w stylu oversize. One się teraz super sprawdzą, chociażby na początku ciąży.
Wiele ubrań jest również na tyle rozciągliwych, że pomieści rosnący brzuszek. Ja część takich "normalnych" ubrań mogłam nosić prawie że do rozwiązania. Rozpinane sweterki też się przydadzą, nie trzeba ich po prostu zapinać.

Jest jednak kilka ubrań, które trzeba upolować, bo ułatwią nam komponowanie nowych zestawów:
  • legginsy, najlepiej specjalne dla mam. Przydadzą się do sukienek, tunik czy dłuższych t-shirtów. Ważne, żeby były z bawełny.
  • tuniki
  • jeansy dla mamy, przynajmniej jedna para. Ja dość długo nosiłam normalne jeansy, tylko zamiast zapinać guzik, używałam gumki do włosów:) Swoje jeansy kupiłam na www.vertbaudet.de, jednak byłam średnio zadowolona. Te z H&M pasowały o wiele lepiej, ale są bardzo długie a ja nie miałam ochoty na skracanie.
  • większe staniki, które pomieszczą stale powiększający się i nadwrażliwy biust
  • kilka t-shirtów ciążowych
  • czarna lub jeansowa spódnica ciążowa
Ja kupiłam również kremowe spodnie w stylu chino, czarne spodnie do łydki, elastyczną czarną sukienkę.
Jakoże termin miałam na grudzień, do znudzenia nosiłam sweterkowe sukenki, które nadal mieściły brzuch tylko robiły się coraz krótsze.

Swoje ubrania ciążowe kupowałam w H&M i na www.vertbaudet.de
Dość duży wybór mają również w Esprit i gdy ktoś mieszka niedaleko Ratingen, polecam ich outlet. Kupiłam tam też dużo normalnych ubrań, które w ciąży się super sprawdziły.

A oto kilka zdjęć:

A to ja w piątym miesiącu w normalnej sukience z H&M
Koniec 7. miesiąca, legginsy z Vertbaudet i ciążowy t-shirt z H&M

Piąty miesiąc, ciążowy t-shirt z H&M

Początek Mutterschutz, sweterko-sukienka od szwagierki

Pozdrawiam:)